30.12.2016

Poświatka, moja końska miłość ! I sprawdziany życiowe !

Miałam plan na inny post, który jest w trakcie pisania. Przerwała mi grypa. 
Tymczasem Święta to wspaniały czas na refleksje na temat tego co kochamy
Więc naszło mnie na napisanie więcej o mojej końskiej miłości. 

Czytaj dalej...  


„Każdy jeździec ma tego jednego specjalnego konia,  który zmienił wszystko w nich”.





Zawsze wiedziałam, że to prawa. 
W życiu można pracować z wieloma koni, uwielbiać wiele koni, uczyć się od wielu koni. Ale tak naprawdę tylko jeden koń może okazać się koniem Twojego życia, tak samo jak jest z prawdziwą miłością. Czasem się wybiera, a czasem nie ma się nic do gadania. Ale zawsze to sprawa działania największej mocy stwórczej.


Poświatka.

 

"Zwykły" koń i  wyjątkowy duch.


Gdy tylko usłyszałam o poszukiwaniach nowego właściciela dla ładniutkiej, karej, sympatycznej, acz zwariowanej klaczy z problemami, której nie udało się nikomu ujeździć, wiedziałam, że muszę ją zobaczyć. Nie miałam wtedy na nią miejsca w życiu, ani kasy na zakup i co gorsza na utrzymanie konia, ani nawet pomysłu na te kwestie. A mimo to pojechałam ją zobaczyć, bo właśnie wtedy zrodziła się u mnie myśl: "że przecież mam dwie ręce, dwie nogi i jak będzie trzeba to znajdę sposób".

Rumianek, konie i Poświatka :)

Na żywo w klaczce zakochałam się z miejsca - wiedziałam, że to jest koń na jakiego czekałam, o jakim marzyłam. Urocza, przesympatyczna, wdzięczna, ładna, a jednocześnie silna, niezwykle niezależna, z wielkim końskim i nieujarzmionym duchem. Podziwiałam jej piękno i wyobrażałam sobie jak piękna może się stać w przyszłości.

Nadpobudliwy, elektryczny wypłosz na pierwszym spotkaniu. 

Decyzja o zakupie, była niemalże poza moją decyzją. 
Jak i samo wyszło zebranie kasy na zakup klaczy ( za sportretowanie koni dla hodowcy i architekta w Toskanii), wymyślenie sposobów na zarobienie kasy na jej utrzymanie, oraz dopasowanie życia. Był to dla mnie też początek wielkich zmian -mojej drogi w dziedzinie rozwoju osobistego. Bo szukając odpowiedzi w tematach finansowych, odkryłam kopalnie wiedzy do ogarnięcia, przetestowania na sobie. I zaczęłam szukać własnej drogi.


W dniu zakupu Poświatki typu "kara metalik" i po przewiezienia do nowej stajni 25.09.2004 rok
Najszczęśliwszy dzień w moim  dotychczasowym życiu.
 "Mam konia !"


Już jako moja Poświatka dała mi nieźle popalić, pokazując w praktyce, jak niewiele wiedziałam o koniach. Miałam wtedy łeb wybitnie przepełniony książkową, ale często mało użyteczna wiedzą ( - z wynikami w krajowym konkursie, konkursach wiedzy w Technikum Hodowli Koni i na Uniwersytecie na Katedrze Hodowla K. i jeździectwo ). 
Bełkot, wiedza, daleka od praktyki. I szczypta czegoś sensownego.

" Dream, sweet dream"


Moim marzeniem było nie łamanie końskiego ducha, poprzez ujeżdżanie klaczy na siłę, nie stosowanie przemocy, a namówienie konia do współpracy z zaangażowaniem jego serca i ducha.


And "Real life"




Pierwsze pół roku tak na prawdę byłam załamana. Wielokrotnie nawet nie mogłam przeprowadzić Poświaty na odległość 30 metrów, bo ona zatrzymywała się i "wrastała w ziemię niczym drzewo". A o jej ucieczkach poza ośrodek, wyskokach, rozwalaniu boksów, zagród, tratowaniu mnie, stawaniu dęba i innych pomysłach profesor katedry Hodowli Koni opowiadał na wykładach, dodając, że takiego konia wysłałby do rzeźni.


Ale ja wiedziałam swoje. Raz za razem upadałam w piach - odnajdując cenną odpowiedz, że i ta metoda, też nie zadziałała. I szukałam nowych rozwiązań. Bo wolny koń, jest niczym lustro, które jedynie Ci pokazuje Twoje błędy, ograniczenia, dominujące emocje, strachy. Twoje słabe przywództwo, za słabą miłość. I wtedy można albo konia chcieć złamać siłą jak to robi niemal cały świat, albo szukać innej drogi jak nieliczni i chcieć tu przepracować samego siebie.

Ja miałam marzenie, kilka pomysłów i przepiękne lustro. Resztę odnalazłam w trakcie.
Poświatka stopniowo zaakceptowała mnie i moją pasję. 

Uwielbiałam tak po prostu stać obok i patrzeć na to co się dzieje wokół nas. 
Znajomi się z nas śmiali, ze po cichu pewnie obgadujemy kogoś :)


Z czasem zaczęło się rodzic nasze partnerstwo, oraz w ogniu, popiołach i piachu- moje małe przywództwo. Poświatka przestała być dla mnie tylko koniem. Stała się wiernym duchem, czworonożnym przyjacielem, nadal obiektem do kochania i do tego ... wybitną nauczycielką.


W efekcie nie tylko udało mi się ujeździć ją po dobroci, ale i zaangażować jej ducha tak, że wiedziałam, że nie jeżdżę już tylko na czworonożnym zwierzaku, który przy pierwszej lepszej okazji pozbędzie się mnie z grzbietu, kopiąc przy okazji; a spędzam najcudowniejsze w życiu sekundy na grzbiecie ukochanej istoty, która czerpie z tego równie wielką frajdę i może nawet łaskawie dopomoże mi się wysiedzieć w siodle gdy zawisnę na jednym strzemieniu, czy pękną wodze.



 Istota która się cieszy na mój widok , jakby pytając oczami "to kiedy wsiadasz?, albo co dziś będziemy robić? pracować, czy będziemy na padoku nudzić się w słońcu i galopować za wiatrem? , a może dziś mnie tylko wyczyścisz i wykąpiesz i będziesz doceniać moje piękno i wielkość stwórcy?".


Pokochałam "zabawy z ziemi", absolutnie bezcenne momenty gdy klacz biegająca luzem na padoku na moje wskazówki zagalopowywała, zmieniała kierunki, czy błyskawicznie zatrzymywała się do stój, lub skakała przeszkody za mną. Taniec dusz !


Tak na prawdę dopiero przy niej pokochałam jazdę konną i zrozumiałam istotę przyjemności, wygody i jazdy w harmonii. Z wiecznie spiętej, nauczonej siłowo jeździć osoby, zaczęłam uczyć się jeździć w rozluźnieniu psycho-fizycznym, w maksymalnej radości. To co "tłukłam" z innymi końmi na siłę, z Poświatką było kwestią jedynie skupienia uwagi, poproszenia by ona zrozumiała o co proszę, zrozumienia teorii, wypracowania wspólnego wyczucia, oraz przede wszystkim przepracowania ograniczeń ciał. 

Jazda bez ogłowia, na kantarku sznurkowym. 

Błyskawiczne zatrzymania z galopu do stój od dosiadu, nawet gdy wypadły wodze z dłoni -sama radość. Zmiana kierunków od dosiadu- połączenie. Wspólne małe skoki -moje wyzwanie tylko dla jej radości. Jazdy terenowe na koniu o mimo wszystko, tak wolnym duchu – prawdziwy sprawdzian z zaufania, niemal jak spojrzenie śmierci w twarz -hardkor. 
 Czy mnie zrzuci, odskakując od czegoś i ucieknie, czy skoczy po drodze coś na co ja nie będę gotowa, albo przeciwnie zatrzyma się katapultując mnie z siodła, jak się zachowa gdy nieopatrznie stracę strzemię i szarpnę wodzą za jej delikatny pyszczek, a może pod galopuje do towarzyszącego nam w terenie ogiera zapominając, że siedzę w siodle?

Poświat pode mną w terenie :) Żyjemy. 

Żyję. Co wskazuje że jednak coś pięknego się udało nam wypracować.
A każdy nasz teren uczył mnie jeszcze większej pokory, odwagi i pokazywał prawdę o tej relacji i o mnie samej, o moich emocjach.

I nawet wspomniany profesor i doktor ze stajni Uniwersyteckiej pogratulowali zmian, mówiąc, że w nas nie wierzyli, kilkakrotnie publicznie wspominali o tym, a nawet zastosowali niektóre niekonwencjonalne, podobne do moich metody przy innych koniach. :)


Po zimowym terenie. Żyjemy !

Ilekroć zmieniałam miejsce, region zamieszkania, szukałam nowej stajni, by przewieźć moje końskie serce. Zmieniały się miejsca, sytuacje, ludzie wokół mnie- a ona była nadal.

Ktoś ważny dla mnie nawet kazał mi ją sprzedać, pozbyć się jej. I jakiś czas potem pozbyłam się... tego kogoś (oczywiście także z wielu innych poważnych powodów). Po co być przy kimś kto nie szanował tego co kochałam ?


Świat mi się przy tym załamał, przez co musiałam na wiele lat zamieszkać daleko od Poświatki. Było wtedy mi wybitnie ciężko. Ale nie sprzedałam jej, nawet jak byli kupcy. Ba, walczyłam jak lwica z rodziną wymuszającą na mnie "racjonalną w mojej sytuacji" sprzedaż konia. Wiedziałam, że choć nikt tego nie zrozumie, choćby na siłę, muszę przetrzymać i przeforsować swoje. 

Myśl o Poświatce była dla mnie jak jedyne światełko w mrokach. Utrzymujące mnie przy życiu.
A to czego mnie nauczyła Poświata o mnie samej, o moich emocjach i wpływaniu na emocje bliskich stało się fundamentem mojej wiedzy o tym jak poprowadzić, oczyścić emocje malutkiego synka w naszej nietypowej sytuacji. Jak w powolnym procesie stworzyć między istotami samo nakręcająca się spiralę pozytywnych emocji.

Poświat zawsze prawdę Ci powie. Niewygodne siodło, czy popręg? -Ok, zmienimy.

Poświatka przez te lata była więc nie tylko nieużytkowanym „kosztownym bydlakiem i darmozjadem”, biegającym ze stadem po łąkach, ale i moją nadzieją , radością, skarbnica wiedzy do wykorzystania na każdym polu życia.

A kolejna sprawa to kwestia mojej odpowiedzialności. Rozumiem to tak: „ Pozostajesz na zawsze odpowiedzialny za to co oswoiłeś” Antoine de Saint-Exupéry.


Dziś ludzie kupują konie... statystycznie na kilka lat. Do kiedy jest im on potrzebny do jazdy, do zabawy, do małego sportu, do kiedy jest im tak naprawdę: wygodnie. Traktując konia w rzeczywistości jak rzecz, a nazywając to pasją i„miłością do koni”. I kilka lat „kochają” . Kupują limonkowe, lub różowe kanty, designerskie komplety pod siodło, smary do kopyt z brokatem i dobre musli. Z ambicji, często zapominają o ograniczeniach swego kopytnego przyjaciela, byleby tylko skoczył i wygrał. A po kilku latach, gdy „zmieni im się życie”, gdy „pojawią się pierwsze problemy” sprzedają ufne stworzenie kolejnej osobie „w dobre ręce”, niedowidząc, że przeciętny koń ma tak często  ledwie 3-5 właścicieli w swoim życiu, a ostatnia osoba sprzedaje schorowane zwierzę handlarzowi ...śmiercią. 
 I wszyscy umywają od tego ręce, mówiąc "to nie ja". A ja tu zawsze widziałam odpowiedzialność nie tylko u ostatniego i przedostatniego właściciela, ale i u pierwszego i kolejnych. I nie chodzi mi tu o wytykanie kogokolwiek palcem. Każdy ma własne problemy, myśli i sumienie. Tu chodzi mi raczej przy tej okazji o pokazanie Wam, że nie tylko można inaczej, ale nawet, że trzeba postępować inaczej, biorąc odpowiedzialność za życie swego stworzenia. 

Piękna czyż nie ?

Zawsze obiecywałam Poświacie, że do puki starczy mi sił, będę walczyć o to by zawsze była przy mnie, choćby tylko na decydującym w tym świecie papierze, tak abym kiedyś mogła zapewnić jej godną starość.

Mieszkając we Włoszech miałam nadzieje, że uda mi się ją sprowadzić. Ale wszystko szło na opak. Jakby przeznaczeniem moim był powrót do kraju -bliżej czarnulki.

I tak sobie marzę o ponownym spotkaniu, gdy znowu w życiu poukładam wszystko, tak, że będę mogła mieszkać bliżej mojej czarnulki, księżniczki, lub ona bliżej mnie. 

Jest już zdecydowanie dojrzała, bo 17 letnia kobyła już z niej jest. Nie będzie się nadawać do sportu, ambitniejszej pracy. Co najwyżej może do lżejszych jazd i wspólnego biegania po padoku, zabaw, prowadzania na spacery. Nie szkodzi. To moje serduszko.
Ja nie umiem inaczej kochać. 

A gdy patrzę w lustro jestem spokojna, że choć utrzymanie jej w moich rękach kosztowało mnie tak wiele, to jestem z siebie dumna.  

Poświatka czeka sobie spokojnie na mnie w ciepłej stajni, pod okiem świetnych ludzi, za dnia łażąc po padokach, prawdziwie wolny koń. I wiedzie końskie, szczęśliwe życie- czyż można chcieć więcej?  

"-Wstawaj i wsiadaj, puki czekam"



Pozdrawiam :)

20 komentarzy:

  1. Piękny post, wzruszyłam się troszkę. Poświata jest naprawdę uroczym koniem ♥
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się ,że komuś się spodobał. Dla mnie to nie tylko post, ale przede wszystkim wymagające życie, prawdziwa pasja. No i miłość do konia.
      Wiele osób od dawna mnie wypytywało co z Poświatką - odpisywałam osobiście, a teraz postanowiłam napisać dokładniej tutaj.
      Poświatka jest cudna, jest dla mnie tym jednym jedynym koniem zmieniającym wszystko.
      Wam życzę spotkania własnego, końskiego ducha na Waszej drodze. :)
      Pozdrawiam !

      Usuń
  2. Wow piękny wpis... zgadzam się w 100%. Konie to wspaniałe zwierzaki. Utrzymanie jest bardzo kosztowne i trzeba im poświęcić masę czasu ale rzeczywiście, gdy osiągnie się taką przyjaźń to można być dumnym i szczęśliwym :) gratuluję takiej zawziętości i relacji, mam nadzieję, że kiedyś też spotkam na swojej drodze takiego końskiego przyjaciela :)
    Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juliett Kochana !
      Dzięki. Ciesze się, że są ludzie, którzy podobnie myślą.
      W zasadzie moim celem było pokazanie Wam, że tak można, że warto, choć nie jest lekko.
      Twojego Konia życzę Ci z całego serca. Ale skoro o tym marzysz, to postaraj się do tego konia już teraz przygotowywać: zdobywając wiedzę, nabywając doświadczeń u boku innych koni, a nawet rozwijaniem własnej osobowości i niezależności. Bo to kiedyś będzie dla Ciebie i tego konia na wagę złota- by go nie krzywdzić niewiedzą, nie ugniatać mu grzbietu i nie szarpać pyska, a w razie problemów- by móc utrzymać, czy wyleczyć ukochanego zwierzaka. Oczywiście ideałów nie ma , ale teraz jest czas na rośnięcie, by być gotowym gdy nadejdzie twój sprawdzian.
      Sama np. żałowałam, że wcześniej nie nauczyłam się jeszcze lepiej jeździć na innych koniach- by być wygodniejszą dla Poświatki. Mam nadzieje,że dobrze wytłumaczyłam o co mi w tym chodzi :)

      Pozdrawiam cieplutko Juliett :)

      Usuń
  3. Świetny post <3. Poświata jest śliczna :3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Veroniko !
      Dla mnie Poświatka, mimo jakichś tam wad, jest najpiękniejszym koniem na świecie.
      Życzę powodzenia i pozdrawiam cieplutko :)

      Usuń
  4. Przeczytałam wszystko i doszłam do wniosku, że bardzo dobrze Cię rozumiem mimo młodego wieku i braku aż tak dużego doświadczenia. Dlaczego? Znam osobę, którą spotkała bardzo podobna przygoda z koniem i w dużej mierze dotknęła również mnie :)

    Moja trenerka Julia - młoda kobieta o wielkim serduchu i pasji do koni, jeszcze jako nastolatka kupiła swojego pierwszego konia. Rudą, krnąbrną młodą małopolską klaczkę. Diablicę Pochodnię.
    Pierwsze rok był dla nich obu mordęgą. Braki w zrozumieniu, nieposłuszeństwo, zbyt mała wiedza Julki. Były łzy, gniew i strach. Na szczęście cały czas z Julią były osoby bardziej doświadczone i wspierały ją w pracy z młodzikiem. Czas mijał, a moja trenerka i jej klacz zaczęły się coraz lepiej dogadywać, dorastały do partnerstwa i zaufania.
    Dzisiaj widzę już osobę z naprawdę sporym zakresem wiedzy o koniach i jeździectwie. Pochodnia z kolei stała się bardziej cierpliwa i jest w stanie uczyć nawet początkujących jeźdźców. Razem stanowią przepiękny duet, który jednak trzeba zobaczyć na żywo, by przekonać się o więzi je łączącej, moje słowa niestety mało z tego oddają.
    Co się tyczy mnie - Pochodnia nauczyła mnie wszystkiego od zera. Mnóstwo upadków, niepowodzeń - ale wszystkie dowodziły o moich błędach, nie konia. Z drugiej strony - tyle pięknych, niezapomnianych chwil, tyle radości, którą dostałam od Rudej w prezencie. Nie potrafię tego opisać.
    Pochodnia zawsze pozostanie dla mnie tą pierwszą końską nauczycielką. Kocham ją, ale wiem że nigdy nie należała do mnie i nie będzie należeć. Wciąż czekam na możliwość kupna swojego jedynego konia, z którym czeka mnie długa wspólna droga. Bez wątpienia wyboista, ale już wiem, że będzie warto.
    Coraz bliżej do spełnienia tego marzenia, już tak niewiele pozostało mi czekać....
    Pozdrawiam Cie serdecznie i życzę wielu więcej pięknych chwil z Poświatą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magda, kochana !
      Po prostu serce mi rośnie jak czytam takie historie !!!

      Pochodnia zapewne jest dla Ciebie wielka nauczycielką, która Ci daje wspaniałą naukę przed własnym koniem. Każdy wcześniejszy koń ma swój wkład i to jest wielkie i wspaniałe.
      Wierzę w niesamowitą więź trenerki z Pochodnią. Trzymaj się Juli- bo wbrew pozorom w stajniach wcale nie ma aż tak wiele osób o wielkich sercach wśród doświadczonych osób. Najpierw są ideały, a potem życie je zdeptuje. Nieliczni potrafią ocalić piękno w sercu i miłość. Więc tacy ludzie na drodze często są dużo ważniejsi dla Nas niż chłodni "super trenerzy".
      Trzymam łapki za powodzenia i Twoje marzenie o koniu. pamiętaj by czekać aktywnie- przygotowując się :)
      Dzięki za te słowa :)
      Pozdrawiam cieplutko Magdaleno i jeszcze raz trzymam łapki za marzenie !!!

      Usuń
  5. Świetny post! Odpisałaś tu sprzdąży konia po kilkoma latach... dlatego my ślę, że na początek konią warto dzierżawić, aby zobaczyć czy temu zadaniu podołamy. Ale co ja tam wiem :) Też bardzo lubię ,,zabawę", pracę z ziemi. Myślę, że tym może się zająć każdy, uważam że daje to większe szanse na stanie się przewodnikiem. Jeździć konno może każdy, ale zdożycie zaufania konia, stanie się jego przewodnikiem jest wyzwaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ZuZuHorse
      Dzierżawa na pewno jest jedną z lepszych opcji. Choć przy dzierżawie, trzeba bardzo uważac na to jaką osobą i jakimi wartościami w życiu się kieruje właściciel konia. Aby uniknąć sytuacji, że jak się przywiążesz do konia, on np. rok n nie wpadł na pomysł zabrania Ci konia, albo sprzedaży konia komuś innemu, albo Tobie za zawyżoną cenę ( bo wie,że zapłacisz za ważnego dla Ciebie konia, albo uzna, że koń zyskał na wartości, dzięki Twojej własnej pracy). Ja uważam,że swój to swój - papier własności jest niepodważalny.
      Jak dzierżawa- trzeba od początku pamiętać, że koń jest tymczasowy, albo spisać umowę z zabezpieczającym Ciebie tzw prawem "pierwokupu" konia.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Uważam, że konia opłaca się dzierżawić, jeśli jest już ładnie ujeżdżony i chodzi konkursy. Inaczej to bez sensu - serce włożysz, a potem będzie o wiele droższy. Za takie konie chyba akurat wielcy sportowcy się nie biorą (; I mówię to bez przekąski, po prostu Ci lepsi zawodnicy (nie jeźdźcy) rzadko kiedy przywiązują się do koni.

      Usuń
    3. Nathing - jasne,że się opłaca. I jest to bardzo dobry sposób. Ja jednak bym miała zawsze pewien dystans do konia, jaki nie jest mój. Bo za wiele historii w życiu widziałam np. z podwyższaniem ceny za konia przeciętnego, po dzierżawie. Pisze o tym co widziałam- o historiach jakie znam, a nie o regule w ogóle. Sama reguła jest jak najbardziej słuszna, tylko jak pisze warto mieć pewien dystansik, albo w umowie prawo pierwokupu. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam !

      Usuń
    4. Dziękuję za pomysł, bo sama bym nie wpadła na zasteżeżenie sobie prawa pierwokupu, a może mi się przydać (:
      Co do tego, że koń jest obcy - serce nie sługa, prawda? Sama przecież też zakochałaś się w Poświatce kiedy należała do kogo innego, co dopiero kiedy przyłazi się do takiego konięła conajmniej raz na tydzień i spędza z nim większość czasu (;
      Wybacz, ale muszę, muszę to napisać! W ten weekend byłyśmy na zawodach ujeżdżeniowych i ta głupia (czy ktoś też tak ma że kocha swoje kochanie wyzywać przy pierwszej lepszej okazji?) mnie nie wywiozła z czworoboku :'D To ogromny sukces, bo jest tym diablikiem co porządnych jeźdźców z odznaki na ujeżdżeniu wynosił. Swoją drogą było bardzo blisko, no ale się udało ^^

      Usuń
  6. Poświata jest naprawdę piękna, podziwiam twoją wytrwałość w dążeniu do porozumienia oraz więź, która wytworzyła się między Wami. Aż łezka się w oku zakręciła podczas czytania notki. Na ogół długie posty mnie nudzą ale ten wyjątkowo czytałam z duzym zainteresowaniem, masz talent do pisania :-)
    Pozdrawiam,
    Ikulina
    modele-koni-ikuliny.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Super post, piękny koń też znalazłam swoje serduszko Cimbę Z. Jednak zazdroszczę ci, że mogłaś sobie pozwolić na konia.

    OdpowiedzUsuń
  8. Twój post mnie wzruszył... Poświatka jest naprawdę prześliczna!
    Mam jedno pytanie:
    Mianowicie bardzo chciałabym odkupić od kogoś klacz hanowerską i ogoera lipizzanera (okazy niestety wycofane). Czy udzieli mi Pani rady, gdzie mogę je znaleźć? Może za granicą? Naprawdę bardzo chciałabym mieć te modele... Z góry dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Poprostu WOW...szczerze się wruszyłam pod koniec...a Poświata cudna!Podziwiam twoja wytrwałość i to ,ze mimo trudów nie pozbyłaś się ot tak swojej największej miłości...Walczyłaś do końca aż wygrałaś.Jak przyjdzie czas na to gdy nadejdzie u mnie taki dzień ,ze znajde swoje końskie,lustrzane odbicie,to przypomnę sobie ten post i ciebie.Dziękuję ,że mogę od ciebie się uczyć tak niby banalnych a tak ważnych,w naszym końskim świecie rzeczy;) Takiego czegoś nie da się przeczytać w zwykłej książce o koniach...

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękna historia <3
    Mi również żal tych biednych koni sportowych, nawet niekoniecznie pod kątem ich końca. Ani pracy, bo może właśnie to kochają? Skoki chociażby? Ale jest mi przykro, bo te konie, ich zachowanie wręcz krzyczą, że najzwyczajniej w świecie potrzebują miłości, ciepła. Tak samo jak rekreacja szkółkowa.
    Ja swoją miłość znalazłam i miejmy nadzieję kupię. Może nie jest to istna harmonia, ale jednak najlepiej siedzi mi się na niej (; Tylko nie myślcie, że chodzi mi tylko o jazdę wierzchem, nie, absolutnie! To mały diablik co na wizyty obcych zakłada aureolkę, po to żeby przy najbliźszej okazji ją efektywnie połamać (:

    OdpowiedzUsuń
  11. Świetny post i zgadzam się z każdym słowem. Ba! Praktycznie wyciągnęłas moje myśli i zmienilas je w słowa. Sama myślałam, że mam dużą wiedzę do czasu,aż nie przy byłam do obecnej stajni. Tam poznałam walacha Maćka, gruby, no dokładniej mówiąc zapasiona gniadosz śląski. Kochany z pozoru, tak naprawdę wulkan, który nigdy nie wiadomo kiedy wybuchnie,a głowa wypełniona tylko tym,jakby tutaj pozbyć się mnie,byle tylko skończyć pracę. Oj dał mi chłop szkołę życia, nie raz musiałam się ratować w terenie czy na padoku, raz mi się nie udało, trzy tygodnie bez jazd bo skrecilam kolano,potem paraliż, strach przed jazdą na nim. A co za tym idzie utrata przywództwa w jego oczach,potem większa agresja z jego strony. Ale nie poddaję się, staram się odbudowAć nasze relacje, a twój post dał mi do tego kopa i wiem,że jeśli się chce to można, na twoim przykładzie. Poświata jest cudowna tak jak i ty moja droga i życzę szczęścia dla was.

    OdpowiedzUsuń

Witaj. Dzięki, że czytasz moje posty.
Niedawno znalazłam i usunełam kilka komentarzy nie zwiazanych z treścią reklamujacych jakieś dziwne rzeczy, prawdopodobnie z jakiegoś robota. Więc teraz wstawiane komentarze będą sprawdzane. Pozdrawiam :)